Światła wojny - Micheal Ondaatje - recenzja


Książek o tematyce wojennej jest naprawdę bardzo dużo, ale rzecz, która wyróżnia „Światła wojny” Micheala Ondaatje jest jego styl pisania. 

Nie wiem, czy wy też znacie takie uczucie, kiedy czytacie coś i od razu zakochujecie się w historii i zakochalibyście się w niej, nawet gdyby opowiadała o tym, jak złożyć ciągnikowy kultywator sprężynowy? Bo jeśli nie (w co wątpię) to koniecznie przeczytajcie tę książkę. Nie dość, że wręcz otula i daje poczucie bezpieczeństwa, ale także historia wręcz porywa i nie da się odłożyć tej książki, zanim nie dowiemy się, co się dzieje z naszymi bohaterami. Faktem jest, że osobom, które nie lubią długich opisów i przemyśleń filozoficznych, mogą się trochę nudzić, zanim akcja się poprawnie rozwinie, ale naprawdę, nie będziecie tego żałować.

Wszystko toczy się w 1945 roku w Londynie. Rodzeństwo Rachel i Nataniel zostaje pod opieką tajemniczego Ćmy, a ich rodzice wyjeżdżają do Singapuru. Podczas ich nieobecności dwójka dzieci poznaje bardzo dużo znajomych Ćmy, którzy w książce są opisani w sposób szczegółowy. Wiemy kim są, czym się zajmują i jakie mają zainteresowania. Ale czy na pewno jest to prawda? Po latach Nataniel wraca do przeszłości i stara się odkryć, co było kłamstwem, a co prawdą.

Na koniec dodam, że poprzednia książka Micheala Odnaatje - „Angielski Pacjent"- została uhonorowana tytułem Złotego Bookera - została wybrana najlepszą książką ostatniego półwiecza, a
Światła Wojny" zostały nominowane do Nagrody Bookera 2018, więc jeśli szukaliście jeszcze jednego powodu, żeby przeczytać tę książkę, to właśnie go znaleźliście.



M.K., lat 16





Książka wydana przez Wydawnictwo

https://www.wydawnictwoalbatros.com/

Komentarze