Zacznę od tego, że nie przepadam za powieściami romantycznymi. Zdecydowanie wolę, kiedy w książce dużo się dzieje, najlepiej jeszcze, kiedy jest to nietypowy kryminał, książka o seryjnych mordercach czy fantastyka. "Sekret Heleny" Lucindy Riley to idealny przykład książki, na którą w bibliotece nawet bym nie spojrzała, ale że lubię wyzwania, stwierdziłam, że skoro mam okazję ją przeczytać to, czemu by nie. Trochę przerażał mnie fakt, że książka ma 504 strony, ale nie zniechęcałam się i starałam się podejść do niej z otwartym umysłem. I bardzo cieszę się, że to zrobiłam.
Książka opowiada o życiu Heleny - matki trójki dzieci i byłej baletnicy, która spędza wakacje wraz z rodziną i kilkoma znajomymi w domu na Cyprze, który odziedziczyła po ojcu chrzestnym. Spotyka tam swoją dawną miłość i przypomina sobie wakacje, które spędziła tam 24 lata temu jako nastolatka. Brzmi trochę zbyt zwyczajnie jak na 500 stronicową książkę? Równocześnie poznajemy życie jednego z synów Heleny - 13-letniego (a później 23-letniego) Alexa, który jest wybitnie uzdolniony i postrzega świat trochę inaczej niż jego rówieśnicy. Przy okazji ktoś bankrutuje, ktoś ucieka, ktoś się wyprowadza i ktoś się zaręcza, więc naprawdę cały czas coś się dzieje. Nie możemy też zapomnieć o pięknym Cyprze i wręcz bajkowym krajobrazie i klimacie.
To wszystko składa się na coś naprawdę magicznego. Jedyne co mi się nie podobało to trochę przerysowany styl pisania autorki, który czasem nie był dopasowany do sytuacji, ale być może to po części wina tłumaczenia. Bardzo miło było przenieść się na Cypr i pożyć chwilę cudzym życiem.
M.K., lat 16
Książka wydana przez Wydawnictwo
Komentarze
Prześlij komentarz