Sięgając po książkę Davida Koeppa „Cold Storage. Przechowalnia śmierci” spodziewałam się, że książka tak znakomitego scenarzysty, którego można kojarzyć z takich hitów kinowych jak „Jurassic Park”, „Mission: Impossible” czy „Spider-Man”, powali mnie na kolana i sprawi, że będę chętniej sięgała po tego typu książki, stało się zupełnie na odwrót.
Na początku książka przenosi nas do roku 1987. Poznajemy tam parę agentów do spraw bezpieczeństwa narodowego i bioterroryzmu. Zostają oni wysłani do Australii w celu zbadania biochemicznego ataku. Okazuje się, że grzyb, z którym mają do czynienia, jest groźniejszy niż cała znana do tej pory broń. W ciągu niecałych trzech dni zabił całą trzydziestoosobową wioskę. Aby zapobiec globalnej katastrofie agenci pobierają małą próbkę organizmu, którą szczelnie zabezpieczoną zamykają w magazynie głęboko pod ziemią, a resztę grzyba zabijają, bombardując zakażony teren.
Po ponad trzydziestu latach grzybowi udaje wydostać się na zewnątrz i znów sieje zniszczenie. W pierwszej kolejności zagrożeni są nieświadomi strażnicy dawnego magazynu wojskowego, w którym umieszczono próbkę. Jedyną osobą, która wie jak powstrzymać zarazę jest emerytowany, sześćdziesięcioletni agent Roberto Diaz.
Według mnie książka jest przewidywalna i typowa. Jak większość książek o zagładzie świata przy pomocy morderczego wirusa/grzyba/bakterii opiera się na pewnym schemacie. Najpierw jest opowieść o tym, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane i zabezpieczone przez dzielnych śmiałków. Po jakimś czasie okazuje się, że przez zaniedbanie służb zaraza się wydostaje. Potem pojawia się motyw bohatera, który musi sam stawić czoło zagrożeniu, które ma zniszczyć cały świat. Oczywiście wszystko mu się udaje i wszyscy żyją długo i szczęśliwe.
Jestem zdania, że po co czytać kolejne książki, skoro wszystkie opierają się na tym samym systemie. Ja szukam przewrotu, a nie powtórki.
Dodatkowo w książce pojawia się niezrozumiałe słownictwo, którego przeciętny czytelnik, który nie jest do końca zaznajomiony z tematem, nie jest nawet w stanie powtórzyć. Są to na przykład nazwy związków chemicznych, grzybów oraz skomplikowane nazwy broni.
Jednym słowem książka jeszcze bardziej mnie zniechęciła do tego gatunku i dziwię się sobie, że nie przerwałam jej w połowie czytania.
Mimo wszystko myślę, że książka mogłaby przypaść do gustu osobom, które interesują się taką tematyką.
Na początku książka przenosi nas do roku 1987. Poznajemy tam parę agentów do spraw bezpieczeństwa narodowego i bioterroryzmu. Zostają oni wysłani do Australii w celu zbadania biochemicznego ataku. Okazuje się, że grzyb, z którym mają do czynienia, jest groźniejszy niż cała znana do tej pory broń. W ciągu niecałych trzech dni zabił całą trzydziestoosobową wioskę. Aby zapobiec globalnej katastrofie agenci pobierają małą próbkę organizmu, którą szczelnie zabezpieczoną zamykają w magazynie głęboko pod ziemią, a resztę grzyba zabijają, bombardując zakażony teren.
Po ponad trzydziestu latach grzybowi udaje wydostać się na zewnątrz i znów sieje zniszczenie. W pierwszej kolejności zagrożeni są nieświadomi strażnicy dawnego magazynu wojskowego, w którym umieszczono próbkę. Jedyną osobą, która wie jak powstrzymać zarazę jest emerytowany, sześćdziesięcioletni agent Roberto Diaz.
Według mnie książka jest przewidywalna i typowa. Jak większość książek o zagładzie świata przy pomocy morderczego wirusa/grzyba/bakterii opiera się na pewnym schemacie. Najpierw jest opowieść o tym, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane i zabezpieczone przez dzielnych śmiałków. Po jakimś czasie okazuje się, że przez zaniedbanie służb zaraza się wydostaje. Potem pojawia się motyw bohatera, który musi sam stawić czoło zagrożeniu, które ma zniszczyć cały świat. Oczywiście wszystko mu się udaje i wszyscy żyją długo i szczęśliwe.
Jestem zdania, że po co czytać kolejne książki, skoro wszystkie opierają się na tym samym systemie. Ja szukam przewrotu, a nie powtórki.
Dodatkowo w książce pojawia się niezrozumiałe słownictwo, którego przeciętny czytelnik, który nie jest do końca zaznajomiony z tematem, nie jest nawet w stanie powtórzyć. Są to na przykład nazwy związków chemicznych, grzybów oraz skomplikowane nazwy broni.
Jednym słowem książka jeszcze bardziej mnie zniechęciła do tego gatunku i dziwię się sobie, że nie przerwałam jej w połowie czytania.
Mimo wszystko myślę, że książka mogłaby przypaść do gustu osobom, które interesują się taką tematyką.
Ola, lat 16
Książka wydana przez Wydawnictwo
Komentarze
Prześlij komentarz