Była sobie rzeka - Diane Setterfield - recenzja

W Radcot, mieścinie położonej nad brzegiem Tamizy, znajdowało się wiele zajazdów i tawern. Jedna z nich, gospoda „Pod Łabędziem", znana była przede wszystkim z opowiadanych tam historii i gawęd. Prowadzona przez małżeństwo Blissów, ich dwanaścioro córek oraz jednego, specyficznego syna Jonathana, w dzień zimowego przesilenia zmienia życie mieszkańców i gości nie do poznania. Wieczorem, podczas standardowych rozważań nad różnorakimi opowieściami, przez drzwi gospody wpadł ciężko ranny mężczyzna z martwą dziewczynką w ramionach. Gdy istotka ożywa, a wieść się roznosi, trzy rodziny ujawniają swoje historie, a w każdej figuruje zaginiona, czteroletnia dziewczynka, tak pasująca do odnalezionej.

Diane Setterfield jest brytyjską pisarką, która zadebiutowała w 2006 roku z książką „Trzynasta opowieść”. Dzieło było opublikowane w 38 krajach oraz trafiło na pierwsze miejsce na liście New York Timesa. „Trzynasta opowieść” odznaczała się niepowtarzalnym klimatem tajemnicy i niedopowiedzenia. Jej druga powieść, „Człowiek, którego prześladował czas”, wydana w 2013 roku (polska wersja trafiła na półki w 2014) nie dała się wpisać w żadne ramy gatunkowe, a skupiała się na problemie pracoholizmu.

Pomimo niewielkiego dorobku autorki, Setterfield w wydanej w 2019 roku książce „Była sobie rzeka” ujawnia przed czytelnikiem wiktoriański klimat, nieodgadnione rytuały oraz legendy, które tworzy w ludzkich umysłach natura, w tym wypadku rzeka Tamiza. Powieść łączy w sobie kilka gatunków, między innymi fantastykę, kryminał czy historię obyczajową. Czytaniu towarzyszy nieodzowny baśniowy nastrój, wyczuwalne są też elementy opowiadania historycznego.

„Była sobie rzeka” to historia dla osób chcących czytać z prądem Tamizy, raz rwącą, raz spokojną, umiejącą zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Nie da się przeczytać jednego rozdziału, czy tylko kilku stron, gdyż ta powieść jest wciągająca, zaciekawia osobę, która raz się przekona do otwarcia stron. 

Język, w którym napisano to dzieło, jest lekki, jednakże ma coś w sobie z podniosłości charakterystycznej dla liryki czy dramatu. Każde opowiadanie, każdy bohater ma swoje połączenie z Tamizą, więc siłą tej książki są porównania i alegorie. Styl jest gawędziarski; podczas czytania wydaje się, że słuchamy opowieści przedstawianej przy kubku gorącej herbaty lub rozpalonym w środku lasu ognisku. W książce autorka porusza problemy różnej natury, zarówno tej, która nie jest bardzo powszechna wśród zwykłych ludzi, jak i tej, którą zna każdy z nas. Opisywane są kwestie między innymi ciąży oraz strachu przed nią, rodzicielstwa, radzenia sobie z tragedią, wyparcia z ludzkiej świadomości traumatycznych wydarzeń, trudności w podejmowaniu decyzji, szczególnie tych dotyczących naszych bliskich, a także zagadnienia filozoficzne o pochodzeniu człowieka i jego miejsca czy funkcji na świecie.

Moim zdaniem „Była sobie rzeka” to dzieło wyjątkowe. Nie raz „łapałam się” na dosłownym okazywaniu emocji podczas czytania. Lektura w idealnym tempie rozwija przed czytelnikiem swoją tajemnicę, pozwala przyswoić sobie fakty i ułożyć w głowie historię, z którą właśnie się zapoznało. Zarówno młodzież, jak i dorośli czy starsi mogą skorzystać na zapoznaniu się z tą powieścią, każdy na indywidualny, właściwy dla jego wieku czy charakteru sposób. Po przeczytaniu człowiek odczuwa przemianę, zaczyna patrzeć na wiele spraw pod innym kątem, a świat fantastyczno-baśniowy połączony z tym realnym przeplata się z prądami Tamizy. Jest on tak przedstawiony przez autorkę, że nie ma się ochoty opuszczać stron książki, a jednocześnie ciągle chce się iść dalej, by poznać zakończenie tych niezwykłych wydarzeń.



MaRy, lat 17




Książka wydana przez




Komentarze