W Radcot, mieścinie położonej nad brzegiem Tamizy, znajdowało się wiele zajazdów i tawern. Jedna z nich, gospoda „Pod Łabędziem", znana była przede wszystkim z opowiadanych tam historii i gawęd. Prowadzona przez małżeństwo Blissów, ich dwanaścioro córek oraz jednego, specyficznego syna Jonathana, w dzień zimowego przesilenia zmienia życie mieszkańców i gości nie do poznania. Wieczorem, podczas standardowych rozważań nad różnorakimi opowieściami, przez drzwi gospody wpadł ciężko ranny mężczyzna z martwą dziewczynką w ramionach. Gdy istotka ożywa, a wieść się roznosi, trzy rodziny ujawniają swoje historie, a w każdej figuruje zaginiona, czteroletnia dziewczynka, tak pasująca do odnalezionej.
Diane Setterfield jest brytyjską pisarką, która zadebiutowała w 2006 roku z książką „Trzynasta opowieść”. Dzieło było opublikowane w 38 krajach oraz trafiło na pierwsze miejsce na liście New York Timesa. „Trzynasta opowieść” odznaczała się niepowtarzalnym klimatem tajemnicy i niedopowiedzenia. Jej druga powieść, „Człowiek, którego prześladował czas”, wydana w 2013 roku (polska wersja trafiła na półki w 2014) nie dała się wpisać w żadne ramy gatunkowe, a skupiała się na problemie pracoholizmu.
„Była sobie rzeka” to historia dla osób chcących czytać z prądem Tamizy, raz rwącą, raz spokojną, umiejącą zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Nie da się przeczytać jednego rozdziału, czy tylko kilku stron, gdyż ta powieść jest wciągająca, zaciekawia osobę, która raz się przekona do otwarcia stron.
Moim zdaniem „Była sobie rzeka” to dzieło wyjątkowe. Nie raz „łapałam się” na dosłownym okazywaniu emocji podczas czytania. Lektura w idealnym tempie rozwija przed czytelnikiem swoją tajemnicę, pozwala przyswoić sobie fakty i ułożyć w głowie historię, z którą właśnie się zapoznało. Zarówno młodzież, jak i dorośli czy starsi mogą skorzystać na zapoznaniu się z tą powieścią, każdy na indywidualny, właściwy dla jego wieku czy charakteru sposób. Po przeczytaniu człowiek odczuwa przemianę, zaczyna patrzeć na wiele spraw pod innym kątem, a świat fantastyczno-baśniowy połączony z tym realnym przeplata się z prądami Tamizy. Jest on tak przedstawiony przez autorkę, że nie ma się ochoty opuszczać stron książki, a jednocześnie ciągle chce się iść dalej, by poznać zakończenie tych niezwykłych wydarzeń.
Diane Setterfield jest brytyjską pisarką, która zadebiutowała w 2006 roku z książką „Trzynasta opowieść”. Dzieło było opublikowane w 38 krajach oraz trafiło na pierwsze miejsce na liście New York Timesa. „Trzynasta opowieść” odznaczała się niepowtarzalnym klimatem tajemnicy i niedopowiedzenia. Jej druga powieść, „Człowiek, którego prześladował czas”, wydana w 2013 roku (polska wersja trafiła na półki w 2014) nie dała się wpisać w żadne ramy gatunkowe, a skupiała się na problemie pracoholizmu.
Pomimo niewielkiego dorobku autorki, Setterfield w wydanej w 2019 roku książce „Była sobie rzeka” ujawnia przed czytelnikiem wiktoriański klimat, nieodgadnione rytuały oraz legendy, które tworzy w ludzkich umysłach natura, w tym wypadku rzeka Tamiza. Powieść łączy w sobie kilka gatunków, między innymi fantastykę, kryminał czy historię obyczajową. Czytaniu towarzyszy nieodzowny baśniowy nastrój, wyczuwalne są też elementy opowiadania historycznego.
„Była sobie rzeka” to historia dla osób chcących czytać z prądem Tamizy, raz rwącą, raz spokojną, umiejącą zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Nie da się przeczytać jednego rozdziału, czy tylko kilku stron, gdyż ta powieść jest wciągająca, zaciekawia osobę, która raz się przekona do otwarcia stron.
Język, w którym napisano to dzieło, jest lekki, jednakże ma coś w sobie z podniosłości charakterystycznej dla liryki czy dramatu. Każde opowiadanie, każdy bohater ma swoje połączenie z Tamizą, więc siłą tej książki są porównania i alegorie. Styl jest gawędziarski; podczas czytania wydaje się, że słuchamy opowieści przedstawianej przy kubku gorącej herbaty lub rozpalonym w środku lasu ognisku. W książce autorka porusza problemy różnej natury, zarówno tej, która nie jest bardzo powszechna wśród zwykłych ludzi, jak i tej, którą zna każdy z nas. Opisywane są kwestie między innymi ciąży oraz strachu przed nią, rodzicielstwa, radzenia sobie z tragedią, wyparcia z ludzkiej świadomości traumatycznych wydarzeń, trudności w podejmowaniu decyzji, szczególnie tych dotyczących naszych bliskich, a także zagadnienia filozoficzne o pochodzeniu człowieka i jego miejsca czy funkcji na świecie.
Moim zdaniem „Była sobie rzeka” to dzieło wyjątkowe. Nie raz „łapałam się” na dosłownym okazywaniu emocji podczas czytania. Lektura w idealnym tempie rozwija przed czytelnikiem swoją tajemnicę, pozwala przyswoić sobie fakty i ułożyć w głowie historię, z którą właśnie się zapoznało. Zarówno młodzież, jak i dorośli czy starsi mogą skorzystać na zapoznaniu się z tą powieścią, każdy na indywidualny, właściwy dla jego wieku czy charakteru sposób. Po przeczytaniu człowiek odczuwa przemianę, zaczyna patrzeć na wiele spraw pod innym kątem, a świat fantastyczno-baśniowy połączony z tym realnym przeplata się z prądami Tamizy. Jest on tak przedstawiony przez autorkę, że nie ma się ochoty opuszczać stron książki, a jednocześnie ciągle chce się iść dalej, by poznać zakończenie tych niezwykłych wydarzeń.
Komentarze
Prześlij komentarz