Sięgając po opisywaną książkę, już na samym wstępie przeczytałam, że prawdopodobnie nie jest to lektura przeznaczona dla mnie. Sam autor napisał w końcu, że „w kręgach liberalno-lewicowych zawsze byłem na liście »tego się nie czyta«, a tym bardziej nie omawia i nie polemizuje". Widząc te słowa, uśmiechnęłam się w duchu i postanowiłam podjąć to wyzwanie, przebrnąć przez prezentującą prawdopodobnie zupełnie inne od moich poglądy książkę, zderzyć się z tak odmienną od mojej perspektywą i przełknąć nieprzebierającą w środkach krytykę, świadoma tego, że mogę poczuć się przez nią dotknięta.
Autor „Polactwa”, Rafał Adam Ziemkiewicz, jest niewątpliwie postacią kontrowersyjną. On sam swoje poglądy określa jako „płynięcie pod prąd” i nie wydaje się bynajmniej zrażony oburzeniem, z jakim spotykają się prezentowane przez niego opinie, nawet kiedy płaci za nie traceniem stanowisk oraz czytelników. Nic więc dziwnego, że miesza z błotem wszystkich, którzy na potrzeby sprawowanych funkcji odkładają na bok osobiste dygresje i spostrzeżenia, starając się zachować poprawnie i przyzwoicie, co - zdaniem pisarza - po prostu bardziej się opłaca.
W ten właśnie sposób bezceremonialnie obnażając najgorsze cechy i motywy działań polityków, osób publicznych oraz pospolitych obywateli, Ziemkiewicz maluje odrażający obraz „Polactwa". Jest świadomy, że sam tytuł może dotkliwie zranić zapalonych patriotów i przykładnych obywateli, że wielu z nich wejdzie w gorącą dyskusję, zanim choćby dotknie samej treści tego rozwlekłego i przepełnionego ironią eseju — i to tylko utwierdza go we własnych racjach. Na przestrzeni niespełna 400 stron autor usiłuje dosięgnąć esencji naszego narodowego i państwowego jestestwa — esencja ta okazuje się bagnistą i zatrutą mieszaniną, na wierzch wypływają niezatarte ślady komunizmu i zamiecionych pod dywan kryzysów, świadomość historyczna okazuje się dziurawa jak durszlak, broczą krwią niewygojone rany wojen i zaborów, a podszyty „krzepiącą serca” literaturą patriotyzm okazuje się płytki i pozbawiony niezbędnej do wyciągnięcia wniosków pokory. Ten obraz bez wątpienia przeraża i nawet sam pisarz, nie stroniąc wprawdzie od prześmiewczych żartów i sarkazmu, uświadamia — jak gdyby samemu sobie oraz czytelnikowi — że ten żart to nasza rzeczywistość, a nie wymysł fantazji. Wówczas zamiast na śmiech zbiera mu się na wymioty, chociaż ubiera to w nieco dobitniejsze słowa.
Książka ta stanowi zatem analizę sytuacji Polski od czasów późnego komunizmu do pierwszych lat drugiego tysiąclecia, analizę względnie bezstronną i obwiniającą każdego względnie równomiernie. Trudno jednak, by książka o tematyce ściśle politycznej nie odchylała się ku żadnej ze stron — zresztą autor swoim odchyłom wcale nie zaprzecza. Mamy więc do czynienia z perspektywą prawicową, z narodowymi, endeckimi tradycjami — perspektywą świadomą i ugruntowaną poglądach. Nie brak tu zatem zajadłej i czasem złośliwej krytyki strony przeciwnej, co nie oznacza, że strona własna objęta jest jakimś szczelnym immunitetem. Obrywa się każdemu - zarówno manipulującym politykom, jak i dającym się zmanipulować obywatelom. Jednym i drugim Ziemkiewicz składa skromne wyrazy współczucia — każdy rząd okazuje się przytłoczony przytoczoną wyżej esencją „Polactwa" a „Polactwo” tkwi w iluzjach i chorobach, z których samo nie jest w stanie się uwolnić. Dla jednych i drugich najłatwiej jest pokierować się instynktem bodaj samozachowawczym, tj. dbać o siebie i nie zważać na jakieś wyższe, szersze dobro. Ten właśnie prymitywizm stanowi fundament tytułowego neologizmu, budzącym tyleż samo pogardy, ile współczucia.
Być może żaden z podjętych przez autora problemów nie jest niczym odkrywczym, nie umie on również znaleźć dla nich jednoznacznych rozwiązań. Jednak w sposób dobitny tłumaczy głęboko zakorzenione przyczyny kiełkujących raz po raz nowych kłopotów, które próbuje się zakopywać lub ucinać, zamiast wyrwać z korzeniami. Może ta książka jest właśnie próbą pozbycia się tych chwastów raz na zawsze, poprzez zwykłą świadomość, poprzez zrozumienie, którego wciąż brakuje.
Brak zrozumienia sprawia, że „Polactwo” szerzy się jak zaraza, na którą nie działają doraźne leki. Może ta książka to szczepionka, którą warto zastosować, pomimo skutków ubocznych w postaci urażenia czy pogorszonego nastroju.
Sięgając po tę książkę, nie spodziewałam się, że będzie to książka dla mnie. Wbrew ostrzeżeniom zamieszczonym we wstępie na szczęście nie doznałam urazy, chociaż nie z każdą opinią się zgodziłam i nie każde oskarżenie uznałam za zasadne. Pomimo istotnych światopoglądowych różnic zarówno po stronie autora, jak i czytelnika znalazły się w moim przypadku równie buntownicze dusze — i dobrze. Brak akceptacji wobec rzeczywistości jest w końcu oznaką świadomości zaistniałego problemu, z którym — a nie z innymi ludźmi — należy walczyć.
Książkę tę polecam zatem wszystkim buntownikom, którzy na bierną postawę w życiu zgodzić się nie mogą i którym lęk przed jutrem nie pozwala zapominać o przeszłości. Może to zabrzmi, o zgrozo, populistycznie — ale przyszłość jest w naszych rękach. Nie bierzmy zatem przykładu z tych, którzy te ręce umywają. Po prostu miejmy je czyste i zmierzmy się z tym brudem, który nagromadził się przez lata.
Może tym razem się uda.
Ellen, lat 16
Książka wydana przez
Komentarze
Prześlij komentarz