Może to właśnie miłość – Lilly Lucas - recenzja




To pierwsza część serii „Hawajska Miłość”, w której Lilly Lucas – znana autorka romansów – zabiera nas na rajskie Hawaje. Niestety tu nie odpoczniemy, będziemy za to śledzić losy Louisy Herzog-Riggs, młodej tenisistki. Załamana kontuzją trafia pod skrzydła ciotki Kate, ex-mistrzyni świata, dzięki której znów odkrywa radość z gry. Podczas porannego joggingu na plaży niespodziewanie mdleje, po czym budzi się w domu oczywiście przystojnego, tajemniczego surfera Vince’a. Bo przecież gdzie najlepiej można się ocknąć po utracie przytomności?

Odtąd zaczyna się opowieść o rozterkach sercowych, przypominająca rozmowy dziewczyn z podstawówki o „tych sprawach”. Louisa nie wie, czym jest miłość, czy i co czuje do swego wybawcy, nie wie, co zdecydować, ale za to bardzo emocjonalnie przeżywa każde spojrzenie czy dotyk chłopaka.

Dalej jak w klasycznym romansie, bohaterka staje przed wyborem: kariera sportowa czy miłość? Nie spodziewajcie się jednak dramatycznych zwrotów akcji – mamy tu dużo wewnętrznych, mocno egzaltowanych dialogów z przewijającym się natrętnym pytaniem „Czy ja naprawdę coś do niego czuję?”.

Co dalej z tenisem, czy Louisa sięgnie po najwyższe trofea, jak jej słynni rodzice? Czy miłość przetrwa? Czy kiedykolwiek przestanie się ekscytować, gdy usłyszy imię Vince’a? I najważniejsze – czy w końcu zorientuje się, że… jest zakochana?

„Może to właśnie miłość” to książka idealna dla miłośniczek romansów pełnych westchnień i naiwnych rozterek w egzotycznym tle. Jeśli marzysz o powrocie do mentalności dziesięciolatki i chcesz pośmiać się z dawnych zawirowań – polecam. Jeśli natomiast nie bawią Cię monologi w stylu „Czemu serce mi bije, gdy na mnie patrzy?” – sięgnij po wartościowszą pozycję, jest ich wiele.






M.S.








Książka wydana przez Wydawnictwo



Komentarze